Taboryta wraz z chłopcem jadą wozem. W pewnej chwili mężczyzna zauważa armaty pozostawione gdzieś w lesie przez polskich żołnierzy. Zatrzymuje się i podchodzi bliżej, chłopiec również zeskakuje z wozu. „To armaty!” – wykrzykuje zdziwiony. „Armat nie widziałeś?” – pyta pan Józef. „Nie” – odpowiada Janek. „No to widzisz” – mężczyzna jest wyraźnie zmartwiony. Na pytanie chłopca, czy to nasze wojsko je zostawiło, spuszcza wzrok, następnie zaś rozgniewany każe mu siadać na wóz. Jadą dalej przytuleni do siebie, chłopiec ogląda się, by jeszcze raz spojrzeć na owe armaty – nic nie rozumie. „Panie Józefie, a ile pan zabił Niemców?” – pyta chłopiec, „A kto ich tam liczy” – wymijająco odpowiada żołnierz. „A co oni chcą od nas?” – „Co chcą? Polskę chcą zabrać?” – taboryta ze smutkiem patrzy przed siebie. Dopiero zobaczywszy armaty pozostawione przez polskich żołnierzy zrozumiał, że wojna wcale tak szybko się nie skończy, wojsku polskiemu brakuje bowiem wsparcia, by odeprzeć niemiecki atak. Mimo to pociesza płaczącego chłopca, który również dopiero teraz uświadomił sobie powagę sytuacji, w jakiej znajduje się jego kraj, rodzina i on sam. Przekonuje go: „Znajdziesz wszystkich. Nie becz, wojna się skończy”. „A kiedy?” – z nadzieją pyta Janek. „Kto wie? Może jutro? Zbudzimy się rano, a tu pełno Anglików i Francuzów. Mamy na to z nimi umowę o pomoc” – przekonuje go, następnie zaś powtarza zasłyszane gdzieś zapewne opinie na temat tego, jak owi sojusznicy wyglądają, chłopiec zaś słucha go z uwagą. „Te samoloty, które dzisiaj szły, to jakoś inaczej buczały – pewnie to angielskie” – dodaje żołnierz, po czym patrzy w niebo i zrezygnowany opuszcza wzrok. Wszystko to, co widział – bombardowania, opuszczone miasta, spalone domy, zabitych ludzi i uciekających polskich żołnierzy – przekonało go, iż wojna dopiero na dobre się zaczyna. Brak mu jednak odwagi, by powiedzieć o tym dziecku.
Świadectwo urodzenia