— W twoich filmach często patrzysz na świat oczami dziecka. Co daje ci taka perspektywa?
— Dzieci są bezpretensjonalne i równie inteligentne jak dorośli, a ich wybory emocjonalne są bardzo dojrzałe. Dlatego ich punkt widzenia świata jest dobrym punktem widzenia dla filmu. Ale ani Zmruż oczy, ani Sztuczki nie są filmami o dzieciach. One są dla mnie nośnikami idei, a nie bohaterami.
— Skąd się bierze takie przekonanie? Obserwujesz dzieci, czy tak zapamiętałeś dzieciństwo?
— Mam taka historię z własnego dzieciństwa: rodzice wracają do domu, zobaczyli zabawki wylatujące z naszego okna na trzecim piętrze. Wpadli do mieszkania i zapytali, dlaczego to robię. A ja mówiłem: „nie chce tego mieć”, dopóki nie wyrzuciłem wszystkiego. To był mój sposób na przekazanie im, że nie chcę siedzieć sam z zabawkami, chcę, żeby pobył ze mną jakiś człowiek. Dorosły w takiej sytuacji jest pod presją, powtarza sobie, że musi zaakceptować pewne rzeczy. Ja je odrzucam, bo to dojrzalsze i szczersze emocjonalnie.
— […]
— Nie wyobrażam sobie, że biorę się za film na zamówienie na podstawie czyjegoś scenariusza. Bardzo dużo przychodzi takich propozycji, ale nie pociągają mnie. Nie odczuwam potrzeby opowiadanie cudzych historii.